-Jestem beznadziejna...Kto by wpadł na pomysł,żeby zwykłą małą książeczkę umieścić w takim miejscu? - mówiłam do siebie. Nagle usłyszałam Lunę.Rozejrzałam się po pokoju.Luna,ze skrzydłami wylądowała na podłodze.Zachichotałam.
-Po co ci skrzydła,skoro i tak potrafisz latać?
-Śmiej się,śmiej - fuknęła Luna.Skrzydła zniknęły. - Mam je tylko dla ozdoby.Wyruszasz po książeczkę? Idę z tobą! - zawołała i wleciała do dziury.Westchnęłam.Usłyszałam jej krzyki.
-Uważaj na... - krzyknęłam za późno.Usłyszałam głośny trzask. - Mój wazon... - mruknęłam.Luny nie było widać.Pewno była już na ciemnym dole...Zaczęłam schodzić w dół po schodach z kulą która dawała światło.